środa, 21 października 2015

DELFY- magiczny świat . Część I



Już kiedyś pisałam o moich greckich korzeniach, które odkrywam dzięki snom. Pierwszą część tego snu można przeczytać tutaj 
http://tarot-life-coaching.blogspot.gr/2014/02/sny-ktore-mnie-prowadza-czesc-1.html

 Kolejny sen pojawił się po tym jak przejeżdżałam ze znajomymi drogą nad Delfami i zatrzymaliśmy się, aby podziwiać ich piękno z góry. Tej samej nocy przeniosłam się znowu w to
samo miejsce, z którego podziwiałam w dole resztki po historycznym miejscu. Wszystko było dokładnie tak jak za dnia, w realu, z jedną

różnicą. Gdy już kierowałam się w stronę samochodu usłyszałam słowa dochodzące z doliny "apo to spiti szu den tha peraseis?" , czyli... "do swojego domu nie zajrzysz?"... innymi słowy- "nie odwiedzisz nas?"

 Obudziłam się z moralnym kacem, że zachowałam się niezbyt grzecznie. 

Minęło trochę czasu, a nawet sporo czasu, zanim mogłam wybrać się do moich Delfów. Wrażenia były cudowne. Atmosfera, nie do opisania. Prawdę mówiąc wolałabym połazić tam samiuteńka, bez tego turystycznego tłoku, ale to zawsze mogę zrobić w snach :)  Było pięknie i trochę tego piękna i tej atmosfery mojego dawnego domu przekazuję w postaci zdjęć. Pozwoliłam sobie dorzucić i
kilku słów o historii jego powstania.


A było to tak 

Był sobie bóg Zeus. Potężny władca, kochający kobiety i potrzebujący ciągle nowej. Jedną trzymał przy boku, do drugiej
się zakradał, a kolejną już miał na oku. Prawdziwa gorąca krew, którą do dziś widać w greckich dziadkach siedzących w kawiarence i oglądających się za każdą młodą (!) panienką. Turystki nie raz i dwa ogrania zaskoczenie, gdy słyszą za sobą zaczepne, ale pełne uwielbienia pst, pst... . Oglądają się i co widzą? 
Dziadeczka wspartego na laseczce z diabelskim ognikiem w oczach :) 


A jak Zeus natrafiał na kobietę super inteligentną to po prostu ją sobie wchłaniał, aby nie uronić ani kropelki z jej mądrości.
Wchłanianie było dla potężnego władcy greckiego świata tak łatwe jak dla nas wchłonięcie świeżego pączka. Raz , dwa i już tylko oblizać się pozostaje. A pączki też Zeus lubić musiał, bo posturę to on miał pokaźną i brzusio też. Dziwić się temu nie ma co,bo greckie pączuszki solidnie syropem traktowane były. Ale nasz Zeus kochany nie
musiał się martwić swoją nadwagą (jak co niektórzy w obecnym świecie), bo przecież chodzić nie musiał, wszędzie na obłokach swoich i chmurkach niebieskich sobie mógł dopłynąć, a może dojechać. Jak zwał tak zwał, ten sposób przemieszczania, ważne, że mógł
być wszędzie prawie w równoczesnym czasie. A że do tego również produktywny był facet, to i potomstwo na prawo i lewo rozsiewał. 

Razu pewnego wędrując sobie tak po niebie i zerkając na ziemie, stwierdził, że nie wie gdzie jest jej środek. A że, mądry bóg ci on był (nie na darmo wchłonął chodzącą mądrość o imieniu Metis, chociaż wydaje mi się, że nie
tylko ją jedną, bo jak inaczej tyle zdrad by mógł zatuszować) to wymyślił, że wypuści dwa orły z dwóch końców świata i tam gdzie się spotkają, tam będzie środek ziemi. Jak pomyślał tak i zrobił i jako, że orły spotkały się w miejscowości Delfy, to i tak środek świata
wyznaczony został. Chciał mieć boski chłop swój własny pępek świata, no to go sobie oznaczył. Przyznać jednak trzeba, że piękne miejsce na ten pępek wyznaczył. Oj piękne. I magiczne

Ale to, że magiczne to już nie tak do końca
jego zasługa. 

A z ta magią to było tak


Matka-ziemia Gaja wydała na świat wężo-smoka o imieniu Pyton, mającego zdolności jasnowidzenia, który wybrał sobie na siedzibę właśnie Delfy. I mieszkał on sobie tam spokojnie
dopóki kolejna żona Zeusa, Hera nie wściekła się, że jej rywalka, kochanka Zeusa ma wkrótce urodzić bliźniaki, które
będą miały boską moc. Wysłała więc Pytona, aby zabił ciężarną Latonę. To jednak mu się nie udało, bo Zeus czuwał
nad swoją ukochaną i maluchom udało się
ujżyć światło dzienne. Dziewczynka Artemida wolała nocne wędrówki, to noc była dla niej ziemskim rajem. Apollon natomiast wolał
szaleć za dnia. Jak tylko podrósł, zabił Pytona za atak, jaki przypuścił na jego matkę przed laty. Krew Pytona rozlała się po stokach gór, wsiąkła w wijące się w szczelinach górskich
źródełko i już na zawsze opary z niego miały mieć magiczne właściwości.  Nad taką właśnie
skalną szczeliną ustawił Apollon wysokie krzesełko dla swojej kapłanki , która wdychając te wyziewy i żując liść laurowy
przepowiadała przyszłość. W taki to właśnie sposób rozpoczęła się wielka sława tego miejsca. Po wyrocznie z ust kapłanki nazywanej Pytią przyjeżdżali mężczyźni z
najodleglejszych krańców świata. Słowa Pytii były szlifowane przez kapłanów świątyni Apollona i dopiero w takiej formie
przekazywane pytającym. 

Wizje te były traktowane jako wyrocznię
Zeusa, objawioną za pośrednictwem Apollona, a przekazywana przez Pytie. Sława rosła z dnia na dzień, z roku na rok. Przybywający pozostawiali cenne dary, albo nawet wznosili świątynie. 














Serdecznie zapraszam na drugą część wycieczki w Delfach, na zwiedzanie tamtejszego muzeum.



1 komentarz: